Wojny wandejskie - krwawa plama na sztandarze wolności

  • Data publikacji: 04.05.2018, 19:47

Rewolucja francuska kojarzy się każdemu ze wzniosłym powstaniem we Francji, w wyniku którego obalona została uciskająca monarchia Ludwika XVI. To właśnie w tym kraju zapoczątkowały ruchy społeczne, których apogeum przypadło na połowę XIX wieku. Wiosny narodów, wiosny ludów i początki rozwijania się nowoczesnej tożsamości narodowej upatrujemy we Francji, kolebce równości. Na tych zmianach, upadku monarchii i zwrotowi ku nic nie znaczącym do tej pory milionom zwykłych obywateli, zbudowana została współczesna Europa.

 

Francuscy rewolucjoniści głosili wolnościowe hasła, które wreszcie trafiły do uciemiężonych i głodujących chłopów. Nawoływali do obalenia króla i stworzenia nowej, wolnej i równej Francji, gdzie władza i bogactwo nie byłoby skupione w rękach monarchy  i otaczającej go elitarnej grupy arystokratów. Warto zauważyć, iż Francja końca XVIII wieku była najpotężniejszym i najbogatszym państwem w ówczesnej Europie. Sytuacja chłopstwa również była lepsza niż w innych krajach, mimo faktu, iż byli obarczeni wieloma zobowiązaniami na rzecz króla, pana feudalnego i kościoła. Przemiany klimatyczne w tamtych latach spowodowały kilka sezonów nieurodzaju, co bezpośrednio przełożyło się na nastroje wśród najniższej warstwy społecznej. Zapanował głód, a dodatkowo monarcha widział w poddanych źródło pieniędzy do łatania dziurawego budżetu. Król zaczął doceniać tak zwany stan trzeci  ( chłopstwo i mieszczaństwo ). 4 maja 1789 roku zwołano do Wersalu Stany Generalne, czyli organ doradczy króla składający się z przedstawicieli szlachty, duchowieństwa i reszty, czyli chłopstwa i mieszczaństwa. W Wersalu delegaci chłopów poczuli się bardzo pewnie i zaczęli domagać się swoich praw, jednakże wszystkie ich postulaty zostały odrzucane przez pozostałe dwa stany. W tej gorącej atmosferze, 17 czerwca, stan trzeci uznali się za najliczniejszą grupę społeczną we Francji i to im przysługuje prawo decydowania. Nazwali się Zgromadzeniem Narodowym. Osłabiony król, wraz ze swoją koterią, ustąpił 27 czerwca, godząc się na postulaty trzeciego stanu.

 

Był to początek rewolucji francuskiej. Późniejsze miesiące i lata to rządy przedstawicieli chłopów i mieszczaństa. Niszczono wszystko, co miało związek z Ancien régimem, czyli starym ustrojem monarchicznym. Wydawać by się mogło, że zwycięstwo woli ludu i wyrwanie się z kajdan skostniałego systemu ustrojowego zmieni oblicze Francji.  

Tymczasem w Wandei, ubogiej prowincji w zachodniej Francji, nic nie zapowiadało nadchodzącej burzy. Na wieść o obaleniu monarchii zareagowano tak, jak wszędzie.  Podpisane przez delegatów zeszyty akcesyjne, zawierające postulaty, nie różniły się niczym od tych wysyłanych z innych części państwa. Pierwszym poważnym punktem zapalnym okazał się dekret o zaprzysiężeniu księży na wierność narodowi. Wandea była prowincją na wskroś konserwatywną, gdzie 90% ludności żyło na wsi. Przez te ziemie przetoczył się pomruk niezadowolenia. W 1791 roku w Saint-Christophe-Du-Ligneron, Gwardia Narodowa zabiła pierwsze osoby broniące niezaprzysiężonych członków duchowieństwa. W departamencie zawrzało. Zgromadzenie Narodowe uznało mieszkańców Wandei za kontrrewolucjonistów. Iskrą na beczkę prochu stało się rozporządzenie o poborze rekruta w lutym 1793 roku. Jak wyliczono, Wandea miała oddelegować cztery tysiące ludzi, a w przypadku braku chętnych zobowiązano władze do samodzielnego wybrania rekrutów. Rewolucja francuska, z pięknymi wolnościowymi hasłami stała się kolejnym aparatem ucisku.

 

Powstanie wandejskie okazało się niezwykle brutalne. Zgromadzenie wysłało do zbuntowanej prowincji Gwardię Narodową, która w bezlitosny sposób tłamsiła jakiekolwiek oznaki nieposłuszeństwa. Mieszkańcy Wandei, mimo braku uzbrojenia i wojskowego wyszkolenia, stawili bardzo zacięty opór. Paryskim władzom nie wystarczyło złożenie broni przez powstańców. Ruszyły oddziały, zwane piekielnymi kolumnami, których celem była likwidacja wszystkiego na swojej drodze. Mieli rozkaz zrównać prowincję z ziemią. Mordowano za samo wandejskie pochodzenie, palono całe wsie. Udokumentowane są przypadki, kiedy oddziały tłumiące bunt masowo topiły mieszkańców na specjalnych barkach. Nabijano na pale, obdzierano ze skóry, palono żywymi ludźmi w piecach. W odległym o kilkaset kilometrów Paryżu wiwatowano na cześć Rewolucji, ulice tętniły życiem. W Wandei w tym samym okresie czasu lała się krew.

 

Zachowało się wiele źródeł z tego okresu, które pozwalają sobie wyobrazić rozmiary tej tragedii. 

 

"Republika piecze chleb Wolności" – miał rzec Amey, dowódca dywizji pacyfikacyjnej, gdy ujrzał płonące w piecach ciała kobiet i dzieci.

 

Generał Grignon skarży się, że jego żołnierzom łamią się bagnety podczas "mordowania bandytów" - i zapytuje uprzejmie: "Czy nie należałoby raczej zabijać ich kulami?"

 

„…Nie ma już Wandei, obywatele republikanie. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą. Grzebię ją w bagnach i lasach Savenay. Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które – przynajmniej te właśnie – nie będą już rodzić bandytów. Nie mam na sumieniu wzięcia chociażby jednego jeńca. Tępiłem wszystkich… Moi huzarzy mają przy końskich ogonach strzępy bandyckich sztandarów. Drogi są zasłane trupami. Jest ich tyle, że w wielu miejscach tworzą piramidy. Bez przerwy rozstrzeliwuje się w Savenay, ponieważ ciągle przybywają bandyci chcący się poddać… My nie bierzemy jeńców; trzeba by im było dawać chleb wolności, litość zaś to nie rewolucyjna sprawa…” – W taki oto sposób Francois Westermann raportował do Komitetu Ocalenia Publicznego, 24 grudnia 1793 roku. Westermann był ważną postacią w kręgach rewolucjonistów i to on został oddelegowany do stłumienia powstania w Wandei.

 

Ci sami rewolucjoniści, którzy kilka lat wcześniej jęczeli pod butem wyzyskującej monarchii, zmienili się w rozpędzone hordy, mordujące wszystkich przeciwników swoich idei – wolności, równości i braterstwa. Jakże przewrotna jest historia – reprezentanci chłopstwa, ufni w swoje przekonania, zrównali z ziemią cała wiejską prowincję tylko dlatego, że nie chcieli podporządkowania się kościoła państwu i bronili swoich kapłanów.

Rozmiary ludobójstwa – bo tak trzeba to nazwać – są nieprecyzyjne, choć najczęściej podawana liczba to 100-300 tysięcy. Temat wojen wandejskich został niejako zapomniany przez historię. Wyparła go chwalebna i wielka rewolucja francuska, która ma na swoim koncie rzeczy haniebne i wstydliwe.

 

Dziś tematu rzezi wandejskiej się we Francji unika. W XIX wieku i później zadbano, by skrzętnie pomijać ten fragment historii. Niewielu Francuzów jest uświadomionych, z jak wielką tragedią mieli ich przodkowie do czynienia.

Wydawać by się mogło, że Francja, kraj zbudowany na hasłach wolności i równości będzie potrafiła uderzyć się w pierś i przyznać, iż wydarzenia z Wandei to zbrodnia i ludobójstwo. Tymczasem ze świadomości społecznej i politycznej jest to sukcesywnie wypierane. Mogłoby by się bowiem okazać, że fundament państwowości nad Sekwaną jest sowicie zbrukany krwią rodaków.  Łatwiej jest brać z przeszłości to co piękne i szlachetne. Tymczasem cierpienie tysięcy ludzi czeka na niemych kartach historii na godne upamiętnienie.